04-03-2018, 21:03 PM
Mam 34 lata, mam wyższe wykształcenie, pracuję i mogłoby się wydawać, że jestem dorosły, ale tak się nie czuję. Tak naprawdę, czuję się jak małe, nieporadne dziecko. Myślę, że wynika to w większej mierze z podejścia moich rodziców do kwestii wychowania. Dla przykładu, jako nastolatek poznałem kolegę, który uczył się grać na gitarze i wtedy bardzo mi się to spodobało. Byłem tym zafascynowany. Zapragnąłem też się uczyć grać, no i, jak to w życiu nastolatka bywa, trzeba było zapytać mamę, czy kupi mi gitarę, na co moja mama powiedziała "Ty nie będziesz umiał, nie nauczysz się, to za trudne". To była chwila, w której zrozumiałem, że rodzice uważają mnie za ciamajdę, która nic w życiu nigdy nie osiągnie. Od tamtego momentu przestałem pytać rodziców o cokolwiek, bo wiedziałem, że na nic mi nie pozwolą, przestałem kompletnie nawet interesować się tym, czego bym chciał, bo pamiętałem słowa mojej mamy. Nigdy nie planowałem życia, nie miałem nigdy marzeń, potrzeb, jakiejś jasnej i klarownej wizji mojego życia, bycia kimś i poczucia, że żyję po to, aby realizować swój plan na życie. Od tamtej chwili w moich myślach cały czas wybrzmiewają jej słowa. W moim dalszym życiu zawsze towarzyszył lęk przed wszystkim, głównie w relacjach z ludźmi, że odbiorą mnie za małe dziecko, któremu cały czas trzeba mówić, co ma robić i jak się zachować. Zabieram się za coś, kiedy staję w życiu w ekstremalnej sytuacji, jak np. znalezienie pracy. Wtedy z przymusu zabieram się za coś. I tak oto zabrałem się za informatykę. Zacząłem sam, ale cały czas, nawet po dziś dzień, towarzyszą mi w robieniu różnych informatycznych rzeczy ogromnie silne emocje. Na przykład na studiach, czy na kursach, kiedy mam samodzielnie coś zrobić i stoi przy mnie prowadzący, to serce wali mi jak młot, mam pustkę w głowie, trzęsą mi się ręce i uczuwam całkowitą blokadę i te myśli, że "ja nie będę umiał". Są to emocje nie do wytrzymania i z reguły kończy się to tym, że ktoś inny podchodzi do mnie i musi mi powiedzieć, co jak mam zrobić, bo sam nie umiem, nie wiem. Inny przykład, miałem zadanie rekrutacyjne do pracy, podczas którego miałem napisać program. Prowadzący przyglądał się, jak piszę a tu kaplica - silne emocje, trzęsienie rąk, walenie serca i pustka w głowie i te myśli "nie będę umiał". Nie umiałem tego napisać, prowadzący powiedział mi, jak należy to zrobić, ale oczywiście pracy nie dostałem. Zobaczył, że jestem osobą, której wszystko trzeba mówić, co jak robić i zdecydował, że "takiego nie chcemy". I chyba jestem tak odbierany - jako infantylny dzieciak. Tak nauczyłem się postępować - czekać, aż ktoś mi powie, co jak mam robić. W jakiś sposób ta dziecięca część zabiera przestrzeń dorosłej części. Wiem, że to oddawanie własnego życia innym ludziom, ale cały czas w głowie mam myśli "nie będę umiał". Dlatego wygodnie mi chyba nic nie robić i czekać aż ktoś powie mi, co mam robić. Z drugiej strony, z rodzicami kontaktu zbytnio nie mam i mogę powiedzieć, że tak jak fizycznie jestem od nich niezależny tak psychicznie cały czas czekam, aż powiedzą, że np. dzisiaj nadszedł czas, abyś się dowiedział, co to znaczy mieć dziewczynę, żonę i dzieci i mi o tym powiedzą. I tak ze wszystkim. Wiem, to brzmi strasznie infantylnie, ale sam nie potrafię wymyślić, co to znaczy mieć dziewczynę, żonę, rodzinę ani żadnej innej rzeczy. Z drugiej strony, rodzice wiecznie żyć nie będą. Najgorsze są te emocje w towarzystwie innych ludzi. Przykładowo, kiedy mam zrobić coś z innymi ludźmi i mam jakieś zadanie do wykonania, to towarzyszą mi myśli, że "nie będę umiał", odczuwam ogromny lęk przed zrobieniem tego, wtedy wali mi serce, trzęsą mi się ręce, odczuwam ogromnie intensywne emocje i dochodzi jeszcze ta obawa, że zostanę odebrany jako mały dzieciak, któremu wszystko trzeba mówić. To jest najgorsze. Te silne emocje bardzo często są przyczyną moich wybuchów złości (bo znowu mi się coś nie udało a ludzie zauważyli, że jestem infantylnym dzieciakiem w wieku 34 lat) a ludzie, z kolei, nie czują się z tym komfortowo, dlatego raczej nie jestem lubiany przez innych. Nie umiem z nikim rozmawiać na poważne tematy. Tak naprawdę nie mam tematów do rozmowy. Ta skrzywdzona, nieporadna część rozgościła się w moim życiu tak bardzo, że nie ma miejsca dla tej dorosłej części. Mieszkam sam, bez rodziców, już od wielu lat, problemu z codziennymi obowiązkami takimi jak sprzątanie, gotowanie, zakupy nie mam. Dziewczyny nie mam, znajomych, przyjaciół brak. Tak bardzo chciałbym poczuć się odpowiedzialny za własne życie oraz móc zarażać swoją dorosłością innych. Nie wiem, co mnie bardziej powstrzymuje, chore relacje z rodzicami czy ja i moja niedojrzałość i bezradność życiowa. Tak bardzo chciałbym czuć się dorosły. Co radzicie? (Wiem, znowu oddaję swoje życie w ręce innych...)