14-02-2018, 23:45 PM
Witam Wszystkich
Jestem Kamil i jak już pewnie się dowiedzieliście po tytule mojego wpisu, mam pewien problem z którym nie mogę sobie poradzić. Samotność. Mogę powiedzieć wprost że nigdy w moim 22 letnim życiu nie miałem żadnego przyjaciela czy dziewczyny. Od najmłodszych szkolnych lat mimo że jeszcze rówieśnicy utrzymywali ze mną kontakt to zdarzały się momenty gdzie mnie po prostu omijali lub traktowali jak gorszego. Prawdziwym apogeum dla mnie był pobyt w nikomu niepotrzebnej placówce do degradacji przyszłego pokolenia, którą na szczęście się pozbyli czyt. gimnazjum. Te 3 znienawidzone przeze mnie lata porównałbym do katorgi której skutki odbijają się do dnia dzisiejszego. To miejsce i to za przeproszeniem bydło które się tam znajdowało ze spokojnego może trochę nieśmiałego i nieco pozytywnie nastawionego chcącego nawiązać nowe znajomości chłopaczka, zrobili zamkniętego w sobie, bardziej nieśmiałego i odsuniętego od innych wraka. Nie nawiązywałem bliższej znajomości z nikim. Przez swoich "oprawców" byłem upokarzany, poniżany wyśmiewany ku uciesze innych. Czułem się przez to jak odmieniec. Raz mnie nawet pobili gdy próbowałem się bronić. Byłem po prostu za słaby. Nawet niektórzy co jeszcze w poprzedniej szkole utrzymywali ze mną kontakt by upodobać się innym sami stali się "oprawcami". Cały czas zadawałem sobie pytanie dlaczego to tak musi być. W końcu poszedłem do technikum. Na początku trochę się bałem powtórki z rozrywki. Nie było tam tak źle. Nawiązywałem z nowymi ludźmi kontakt choć było i do teraz jest to dla mnie bardzo trudne. Jednak każdy się trzymał swojej paczki i nie mogłem nigdzie znaleźć miejsca. Starałem się zmienić swoją sytuację,wręcz byłem zdesperowany by wyjść z tego dołka. Technikum było dla mnie ostatnią deską ratunku by zaznajomić się z kimś lub znaleźć druga połówkę. Pomimo tego że przez 4 lata z paroma osobami się zaznajomiłem to cały mój plan skończył się fiaskiem choć mój stan nieco się poprawił. Do dnia dzisiejszego jestem samotnikiem. Nie mam dziewczyny czy przyjaciela z którym mógłbym gdzieś wyjść napić się czy po prostu pogadać. Ewentualnie raz na ruski rok odezwie się jakaś osoba z techników bo sobie jakimś trafem o mnie przypomniała. Samotność sprawia mi ból tym bardziej gdy widzę jak inni układają sobie życie, znajdują sobie kogoś, wyjeżdżają, imprezują z innymi, żenią się i robią dzieci. Nawet gdy wyjadę do pobliskiej miejscowości coś załatwiać i widzę innych dołuje mnie to i sprawia wewnętrzny ból. Nawet w swoim pokoju nie czuję się dobrze. To daje ciągle o sobie znać. Niekiedy się zdarza że nie mogę spać bo to wszystko mnie męczy. Więc w tym przypadku zasypiam dopiero nad ranem lub łyknę 1-2 browce i próbuje zasnąć. Staram się ukryć to wszystkimi przed innymi choć to trudne.To co kiedyś przynosiło mi radość już jej nie przynosi. A zwłaszcza w tym znienawidzonym przeze mnie dniu w roku. Mam dosyć już tego stanu i siedzenia w nieco odciętej od świata wiosce za którą nie przepadam. Chciałbym to wszystko przełamać, znaleźć bratnią duszę a tym bardziej dziewczynę choć z tym drugim może być problem. Może do paskud nie należę ale też Adonisem czy Heraklesem nie jestem i boskiego ciała takiego greckiego boga nie mam. Moją samoocenę obniża mój wzrost który nie przekracza 170-171 cm. Rozmawiać też za bardzo nie potrafię. Jeśli rozmawiam z kimś z rodziny to nie mam problemu ale jak już mam rozmawiać z kimś innym to już jest gorzej. Nie mam za bardzo tematów do rozmów ani rozmowa trochę się nie klei. I przede wszystkim nie wiem jak do wszystkiego się zabrać, co mam robić ,gdzie szukać, co i jak mam robić by takową drugą połówkę znaleźć. Naprawdę bardzo chciałbym to wszystko zmienić ale jeśli chodzi o tę sprawy jestem laikiem.
Chciałbym się teraz zapytać czy taki ktoś jak ja ma jeszcze szansę by coś zmienić, by przestać być samotnym. Co i jak mógłbym to zrobić bo coraz ciężej się z tym żyję
Pozdrawiam i z góry przepraszam że zanudzam.
Jestem Kamil i jak już pewnie się dowiedzieliście po tytule mojego wpisu, mam pewien problem z którym nie mogę sobie poradzić. Samotność. Mogę powiedzieć wprost że nigdy w moim 22 letnim życiu nie miałem żadnego przyjaciela czy dziewczyny. Od najmłodszych szkolnych lat mimo że jeszcze rówieśnicy utrzymywali ze mną kontakt to zdarzały się momenty gdzie mnie po prostu omijali lub traktowali jak gorszego. Prawdziwym apogeum dla mnie był pobyt w nikomu niepotrzebnej placówce do degradacji przyszłego pokolenia, którą na szczęście się pozbyli czyt. gimnazjum. Te 3 znienawidzone przeze mnie lata porównałbym do katorgi której skutki odbijają się do dnia dzisiejszego. To miejsce i to za przeproszeniem bydło które się tam znajdowało ze spokojnego może trochę nieśmiałego i nieco pozytywnie nastawionego chcącego nawiązać nowe znajomości chłopaczka, zrobili zamkniętego w sobie, bardziej nieśmiałego i odsuniętego od innych wraka. Nie nawiązywałem bliższej znajomości z nikim. Przez swoich "oprawców" byłem upokarzany, poniżany wyśmiewany ku uciesze innych. Czułem się przez to jak odmieniec. Raz mnie nawet pobili gdy próbowałem się bronić. Byłem po prostu za słaby. Nawet niektórzy co jeszcze w poprzedniej szkole utrzymywali ze mną kontakt by upodobać się innym sami stali się "oprawcami". Cały czas zadawałem sobie pytanie dlaczego to tak musi być. W końcu poszedłem do technikum. Na początku trochę się bałem powtórki z rozrywki. Nie było tam tak źle. Nawiązywałem z nowymi ludźmi kontakt choć było i do teraz jest to dla mnie bardzo trudne. Jednak każdy się trzymał swojej paczki i nie mogłem nigdzie znaleźć miejsca. Starałem się zmienić swoją sytuację,wręcz byłem zdesperowany by wyjść z tego dołka. Technikum było dla mnie ostatnią deską ratunku by zaznajomić się z kimś lub znaleźć druga połówkę. Pomimo tego że przez 4 lata z paroma osobami się zaznajomiłem to cały mój plan skończył się fiaskiem choć mój stan nieco się poprawił. Do dnia dzisiejszego jestem samotnikiem. Nie mam dziewczyny czy przyjaciela z którym mógłbym gdzieś wyjść napić się czy po prostu pogadać. Ewentualnie raz na ruski rok odezwie się jakaś osoba z techników bo sobie jakimś trafem o mnie przypomniała. Samotność sprawia mi ból tym bardziej gdy widzę jak inni układają sobie życie, znajdują sobie kogoś, wyjeżdżają, imprezują z innymi, żenią się i robią dzieci. Nawet gdy wyjadę do pobliskiej miejscowości coś załatwiać i widzę innych dołuje mnie to i sprawia wewnętrzny ból. Nawet w swoim pokoju nie czuję się dobrze. To daje ciągle o sobie znać. Niekiedy się zdarza że nie mogę spać bo to wszystko mnie męczy. Więc w tym przypadku zasypiam dopiero nad ranem lub łyknę 1-2 browce i próbuje zasnąć. Staram się ukryć to wszystkimi przed innymi choć to trudne.To co kiedyś przynosiło mi radość już jej nie przynosi. A zwłaszcza w tym znienawidzonym przeze mnie dniu w roku. Mam dosyć już tego stanu i siedzenia w nieco odciętej od świata wiosce za którą nie przepadam. Chciałbym to wszystko przełamać, znaleźć bratnią duszę a tym bardziej dziewczynę choć z tym drugim może być problem. Może do paskud nie należę ale też Adonisem czy Heraklesem nie jestem i boskiego ciała takiego greckiego boga nie mam. Moją samoocenę obniża mój wzrost który nie przekracza 170-171 cm. Rozmawiać też za bardzo nie potrafię. Jeśli rozmawiam z kimś z rodziny to nie mam problemu ale jak już mam rozmawiać z kimś innym to już jest gorzej. Nie mam za bardzo tematów do rozmów ani rozmowa trochę się nie klei. I przede wszystkim nie wiem jak do wszystkiego się zabrać, co mam robić ,gdzie szukać, co i jak mam robić by takową drugą połówkę znaleźć. Naprawdę bardzo chciałbym to wszystko zmienić ale jeśli chodzi o tę sprawy jestem laikiem.
Chciałbym się teraz zapytać czy taki ktoś jak ja ma jeszcze szansę by coś zmienić, by przestać być samotnym. Co i jak mógłbym to zrobić bo coraz ciężej się z tym żyję
Pozdrawiam i z góry przepraszam że zanudzam.