27-08-2020, 20:15 PM
Ludzie rozmawiają kiedy komunikacja jest niezbędna do osiągnięcia jakiegoś celu, profesjonalnie i zawodowo - oraz tak po prostu, kiedy konwersacja nie jest niezbędna do pójścia naprzód. W tym temacie jako "nieznajomych" nazywam osoby z którymi kontakt jest zerowy lub sporadyczny.
Nie jestem pewien jednej rzeczy: Jeżeli człowiek miałby ochotę pogadać sobie o pogodzie z innym człowiekiem który stoi obok niego na ulicy, to po prostu by to zrobił. Jeżeli nie odzywa się do obcych ludzi to najwyraźniej takiej ochoty nie ma. Dlaczego więc mimo wszystko taka osoba po powrocie do domu może mieć ochotę wręcz krzyczeć, i czuje się beznadziejnie że nie jest w stanie rozmawiać z innymi ludźmi? Jeżeli tak naprawdę nie ma ochoty gadać z obcymi, to czemu ma tak ciężkie wyrzuty sumienia jak po raz setny do nikogo nie zagada?
Możliwe że powodem jest chęć poznania kogoś, bo ta osoba odczuwa na przykład silny smutek spowodowany samotnością. Wtedy wyrzuty sumienia są spowodowane poczuciem bezsilności i myślami że nie jest się w stanie prowadzić normalnego życia. Pojawia się poczucie że skoro nie jest się zdolnym inicjować kontakty społeczne to nigdy się nikogo nie pozna i czeka tę osobę reszta długiego życia w izolacji.
Do tego dochodzi stres. Jeżeli komuś bardzo zależy, to cały czas czuje wewnętrzną presje - i za każdym razem gdy nie jest w stanie jej sprostać pojawia się demotywacja. Ciągłe napięcie związane z wewnętrznymi próbami przełamania się i zrobienia chociaż najdrobniejszej interakcji wymęcza człowieka, a gdy nie ma już sił to tym bardziej trudno mu jest cokolwiek zrobić. Pragnie się poddać.
Czy ta osoba powinna się faktycznie poddać, a jeżeli nie to skąd czerpać siłę? Co Wy myślicie o takiej sytuacji?
Nie jestem pewien jednej rzeczy: Jeżeli człowiek miałby ochotę pogadać sobie o pogodzie z innym człowiekiem który stoi obok niego na ulicy, to po prostu by to zrobił. Jeżeli nie odzywa się do obcych ludzi to najwyraźniej takiej ochoty nie ma. Dlaczego więc mimo wszystko taka osoba po powrocie do domu może mieć ochotę wręcz krzyczeć, i czuje się beznadziejnie że nie jest w stanie rozmawiać z innymi ludźmi? Jeżeli tak naprawdę nie ma ochoty gadać z obcymi, to czemu ma tak ciężkie wyrzuty sumienia jak po raz setny do nikogo nie zagada?
Możliwe że powodem jest chęć poznania kogoś, bo ta osoba odczuwa na przykład silny smutek spowodowany samotnością. Wtedy wyrzuty sumienia są spowodowane poczuciem bezsilności i myślami że nie jest się w stanie prowadzić normalnego życia. Pojawia się poczucie że skoro nie jest się zdolnym inicjować kontakty społeczne to nigdy się nikogo nie pozna i czeka tę osobę reszta długiego życia w izolacji.
Do tego dochodzi stres. Jeżeli komuś bardzo zależy, to cały czas czuje wewnętrzną presje - i za każdym razem gdy nie jest w stanie jej sprostać pojawia się demotywacja. Ciągłe napięcie związane z wewnętrznymi próbami przełamania się i zrobienia chociaż najdrobniejszej interakcji wymęcza człowieka, a gdy nie ma już sił to tym bardziej trudno mu jest cokolwiek zrobić. Pragnie się poddać.
Czy ta osoba powinna się faktycznie poddać, a jeżeli nie to skąd czerpać siłę? Co Wy myślicie o takiej sytuacji?