Usiądź wygodnie i odłóż wszelkie żarełko bo będzie ciutkę obrzydliwe 
Ponieważ ostatnio pomimo dbania o siebie to co rusz przytrafia mi się któreś z powyższych, wczoraj np. skaleczyłem sobie palec wskazujący i bladego pojęcia nie mam w jakich okolicznościach, choć tych nie brakowało bo mi wczoraj akumulator padł, to postanowiłem podzielić się z wami kilkoma nietypowymi "life hackami", które staram się stosować i ułatwiać sobie nieco żyćko.
A więc skoro już jestem przy wczorajszym skaleczeniu to jest to skaleczenie płytkie. Rozcięty jest naskórek do tzw. skóry normalnej, która nie uległa poważnym uszkodzeniom. Pewnie pomyślicie, że takie skaleczenie to nie skaleczenie bo nawet krwi nie ma. No faktycznie, są pewne plusy takiego stanu rzeczy choć brak krwi jest akurat poważnym minusem, czemu? Bo krew zmiękcza powstałą szczelinę i wypełnia ją płytkami. Dalszy ciąg każdy chyba zna - strupek odpada, skóra sama się goi i wystarczy nie przeszkadzać. Co jednak jeśli jak tutaj krwi nie ma? Brak krwi oznacza wysuszenie i zrogowacenie skóry wokół szczeliny w wyniku czego czuć wyraźny dyskomfort, pieczenie a nade wszystko łatwiej wtedy o poważniejsze uszkodzenia związane z pękaniem skóry lub raną szarpaną, a to już fajne nie jest. Do tego jak w przypadku palca czuć tą szczelinę jak pracuje bo zrogowaciałe końcówki wzajemnie się pocierają. Rozwiązaniem tutaj może być szybkie i porządne nawilżenie skaleczenia. Skuteczność zależy między innymi od tego jak szybko po skaleczeniu się to zrobi. Wówczas naskórek namięka i dokleja się do skóry właściwej co w najlepszym układzie prowadzić może nawet do wręcz natychmiastowego zabliźnienia. Wszystko zależy od tego jak wygląda to skaleczenie i w jakim miejscu. No moje wczorajsze akurat się nie zabliźniło, ale nawilżenie i tak mocno zmniejszyło zrogowacenie i tym samym dyskomfort. Jeśli skaleczenie było pod kątem to wbrew pozorom elegancka sytuacja bo można pod wodą lekko gładzić naskórek w kierunku przeciwnym do skaleczenia. Wówczas lepiej się "przyklei" i jest większa szansa na natychmiastowe zabliźnienie. Woda powinna być ciepła acz nie za gorąca. Jak można się już domyślić - pod żadnym pozorem nie wolno zadzierać ani zrywać naskórka.
Kolejną "przyjemnością" jest burchel czyli duża bania, która może urosnąć w wyniku oparzenia lub innych urazów takich jak np. odgniecenie, ostatnio miałem na pięcie bo mi się but przetarł do twardej konstrukcji. Z burchlem nie powinno robić się niczego, a już na pewno należy uważać na niego by ten zbyt wcześnie nie pękł. Co zrobić jednak jeśli bardzo przeszkadza, a nawet grozi pęknięciem mimo wszystko? Mam pewien sposób, ale uprzedzam, że należy zachować szczególną ostrożność i nie każdy burchel należy tak traktować. Wszystko zależy od tego skąd się taki wziął. Jeśli powstał jak w moim przypadku na skutek urazu mechanicznego raczej nie powinno być problemu z wykorzystaniem tego co zaraz opiszę. Jeśli natomiast chodzi o oparzenie to lepiej pokazać to lekarzowi i postępować wedle jego zaleceń a nie life haków z neta, choć w obecnym korona szaleństwie to najlepiej dbać o siebie jak o jajko. Ale do rzeczy... Gdy burchel przeszkadza lub grozi pęknięciem trzeba go - przebić... Śmiesznie pewnie teraz to zabrzmiało, ale wystarczy zrobić tak. Znaleźć dogodne miejsce na burchlu, najlepiej gdzieś na krawędzi, raczej odradzam przebijanie na samym środku. No i zrobić malutką dziureczkę. Im mniejsza tym lepsza. Następnie delikatnie wycisnąć zawartość jaką jest woda, a w zasadzie ciecz o konsystencji wody i lekko postarać się wyprasować skórę burchla palcami. W żadnym wypadku nie szczypać przy ewakuacji wody. Lekko uprasować naskórek tak by przykleił się do skóry właściwej. Jeśli czynność wykonana poprawnie to nic nie boli, a już po kilku godzinach zaczyna się goić. Następnego dnia już jest blizna, która z ubiegiem kolejnych dni znika. Czasem jest to wręcz sposób na szybsze zagojenie burchla. Podkreślam jednak ponownie, że jeśli nie ma obaw, że sam pęknie i nie przeszkadza to lepiej nie ruszać, aczkolwiek jak ma sam pęknąć to już lepiej mu tak właśnie pomóc. W żadnym wypadku nie zrywać naskórka bo będzie tyle nieprzyjemności, że bania mała począwszy od bólu na trudnościach w gojeniu skończywszy (dlatego też lepiej strzec się samoistnego pęknięcia bowiem takowe rzadko jest równomierne). I w końcu jeśli burchel jest z oparzenia to polecam jednak lekarza.
No i w końcu upierdliwość nad upierdliwości czyli zastrzał. Dziś zdradzę wam sekret co zrobić by nie dopuścić kiedy już coś zaczyna się robić. Słyszałem kiedyś o wkładaniu palców do wrzątku. Ja nie wiem co za psychopata taki sposób wymyślił ale absolutnie odradzam takich i podobnych praktyk. Zaprezentuję wam sposób skuteczny na jakieś 95% (dużo zależy od wykonania, a nie jest łatwe) jednak niewiele bardziej przyjemny (właśnie dlatego...). Także uprzedzam od razu, że będzie bolało (i to nie mało, wszystko jednak zależy jak głęboko weszły bakterie), ale w przeciwieństwie do wrzątku sposób w 100% bezpieczny. A mianowicie - wyciskanie. Tak, im wcześniej za nie się zabierzemy tym lepiej a nade wszystko trzeba zdążyć przed całkowitym zagojeniem rany, z której powstaje zastrzał. Nie bez powodu używam czasu niedokonanego bowiem chodzi o to by wyciskać nim jeszcze utworzy się ropa. To jest w sumie trudne trochę bo jeśli nie dzieje się nic to lepiej nie ruszać i bólu sobie nie zadawać, ale jeśli czuć ból taki charakterystyczny dla zastrzału to jak mawiał klasyk - wiedz, że coś się dzieje i wówczas trzeba wycisnąć syf nim się rozwinie. Na koniec jak już się opróżni (zwykle do limfy jak przy trądziku
) to dobrze polać jeszcze solidną ilością wody utlenionej
No i później trzeba dbać by ponownie nie zakazić i by się ładnie wygoiło. Wyciskać należy do skutku, jak już pojawi się ropa bo i tak bywa to tym bardziej należy ją całą wycisnąć i dopiero jak czuć, że wszystken syf wywalony to na samym końcu woda utleniona i pozostawienie do zagojenia. Sposób jest drastyczny i bardzo nieprzyjemny, ale jak już wspomniałem bezpieczny i na jakieś 95% skuteczny. Ja go stosuję i w porównaniu do mojej mamy czy brata nie musiałem jeszcze ani razu wyć z bólu i bawić się igłą. Tak. Mój brat miał raz taki zastrzał na kciuku, że nie mógł prowadzić auta ze wspomaganiem :o I generalnie z mamą robili już tak kilka razy, że przebijali sobie to igłami z apteki i wyciskali :/ To już chyba lepiej zrobić to jak ja i pocierpieć wcześniej, ale potem ładnie się wszystko goi i nie trzeba niczego przebijać. Jedna taka uwaga jeszcze, że jak ranka długo coś goić się nie chce, także po wyciskaniu i czuć charakterystyczny ból to znaczy, że procedurę trzeba powtórzyć niestety. Zwykle jest to związane (jeśli wyciskało się wcześniej) z tym, że zrobiło się to mało starannie lub zakaziło się ponownie przed zastrupieniem. Niestety ponowne wyciskanie aż do skutku to jedyna możliwość.
I tym oto sposobem zamykam moją listę. Pamiętając, że najlepszym z najlepszych a jednocześnie najmniej bolesnym, najprzyjemniejszym i najskuteczniejszym sposobem na wszystkie powyższe jest - niedopuszczanie by takowe się przytrafiły czego wam serdecznie życzę oraz dużo zdrówka generalnie

Ponieważ ostatnio pomimo dbania o siebie to co rusz przytrafia mi się któreś z powyższych, wczoraj np. skaleczyłem sobie palec wskazujący i bladego pojęcia nie mam w jakich okolicznościach, choć tych nie brakowało bo mi wczoraj akumulator padł, to postanowiłem podzielić się z wami kilkoma nietypowymi "life hackami", które staram się stosować i ułatwiać sobie nieco żyćko.
A więc skoro już jestem przy wczorajszym skaleczeniu to jest to skaleczenie płytkie. Rozcięty jest naskórek do tzw. skóry normalnej, która nie uległa poważnym uszkodzeniom. Pewnie pomyślicie, że takie skaleczenie to nie skaleczenie bo nawet krwi nie ma. No faktycznie, są pewne plusy takiego stanu rzeczy choć brak krwi jest akurat poważnym minusem, czemu? Bo krew zmiękcza powstałą szczelinę i wypełnia ją płytkami. Dalszy ciąg każdy chyba zna - strupek odpada, skóra sama się goi i wystarczy nie przeszkadzać. Co jednak jeśli jak tutaj krwi nie ma? Brak krwi oznacza wysuszenie i zrogowacenie skóry wokół szczeliny w wyniku czego czuć wyraźny dyskomfort, pieczenie a nade wszystko łatwiej wtedy o poważniejsze uszkodzenia związane z pękaniem skóry lub raną szarpaną, a to już fajne nie jest. Do tego jak w przypadku palca czuć tą szczelinę jak pracuje bo zrogowaciałe końcówki wzajemnie się pocierają. Rozwiązaniem tutaj może być szybkie i porządne nawilżenie skaleczenia. Skuteczność zależy między innymi od tego jak szybko po skaleczeniu się to zrobi. Wówczas naskórek namięka i dokleja się do skóry właściwej co w najlepszym układzie prowadzić może nawet do wręcz natychmiastowego zabliźnienia. Wszystko zależy od tego jak wygląda to skaleczenie i w jakim miejscu. No moje wczorajsze akurat się nie zabliźniło, ale nawilżenie i tak mocno zmniejszyło zrogowacenie i tym samym dyskomfort. Jeśli skaleczenie było pod kątem to wbrew pozorom elegancka sytuacja bo można pod wodą lekko gładzić naskórek w kierunku przeciwnym do skaleczenia. Wówczas lepiej się "przyklei" i jest większa szansa na natychmiastowe zabliźnienie. Woda powinna być ciepła acz nie za gorąca. Jak można się już domyślić - pod żadnym pozorem nie wolno zadzierać ani zrywać naskórka.
Kolejną "przyjemnością" jest burchel czyli duża bania, która może urosnąć w wyniku oparzenia lub innych urazów takich jak np. odgniecenie, ostatnio miałem na pięcie bo mi się but przetarł do twardej konstrukcji. Z burchlem nie powinno robić się niczego, a już na pewno należy uważać na niego by ten zbyt wcześnie nie pękł. Co zrobić jednak jeśli bardzo przeszkadza, a nawet grozi pęknięciem mimo wszystko? Mam pewien sposób, ale uprzedzam, że należy zachować szczególną ostrożność i nie każdy burchel należy tak traktować. Wszystko zależy od tego skąd się taki wziął. Jeśli powstał jak w moim przypadku na skutek urazu mechanicznego raczej nie powinno być problemu z wykorzystaniem tego co zaraz opiszę. Jeśli natomiast chodzi o oparzenie to lepiej pokazać to lekarzowi i postępować wedle jego zaleceń a nie life haków z neta, choć w obecnym korona szaleństwie to najlepiej dbać o siebie jak o jajko. Ale do rzeczy... Gdy burchel przeszkadza lub grozi pęknięciem trzeba go - przebić... Śmiesznie pewnie teraz to zabrzmiało, ale wystarczy zrobić tak. Znaleźć dogodne miejsce na burchlu, najlepiej gdzieś na krawędzi, raczej odradzam przebijanie na samym środku. No i zrobić malutką dziureczkę. Im mniejsza tym lepsza. Następnie delikatnie wycisnąć zawartość jaką jest woda, a w zasadzie ciecz o konsystencji wody i lekko postarać się wyprasować skórę burchla palcami. W żadnym wypadku nie szczypać przy ewakuacji wody. Lekko uprasować naskórek tak by przykleił się do skóry właściwej. Jeśli czynność wykonana poprawnie to nic nie boli, a już po kilku godzinach zaczyna się goić. Następnego dnia już jest blizna, która z ubiegiem kolejnych dni znika. Czasem jest to wręcz sposób na szybsze zagojenie burchla. Podkreślam jednak ponownie, że jeśli nie ma obaw, że sam pęknie i nie przeszkadza to lepiej nie ruszać, aczkolwiek jak ma sam pęknąć to już lepiej mu tak właśnie pomóc. W żadnym wypadku nie zrywać naskórka bo będzie tyle nieprzyjemności, że bania mała począwszy od bólu na trudnościach w gojeniu skończywszy (dlatego też lepiej strzec się samoistnego pęknięcia bowiem takowe rzadko jest równomierne). I w końcu jeśli burchel jest z oparzenia to polecam jednak lekarza.
No i w końcu upierdliwość nad upierdliwości czyli zastrzał. Dziś zdradzę wam sekret co zrobić by nie dopuścić kiedy już coś zaczyna się robić. Słyszałem kiedyś o wkładaniu palców do wrzątku. Ja nie wiem co za psychopata taki sposób wymyślił ale absolutnie odradzam takich i podobnych praktyk. Zaprezentuję wam sposób skuteczny na jakieś 95% (dużo zależy od wykonania, a nie jest łatwe) jednak niewiele bardziej przyjemny (właśnie dlatego...). Także uprzedzam od razu, że będzie bolało (i to nie mało, wszystko jednak zależy jak głęboko weszły bakterie), ale w przeciwieństwie do wrzątku sposób w 100% bezpieczny. A mianowicie - wyciskanie. Tak, im wcześniej za nie się zabierzemy tym lepiej a nade wszystko trzeba zdążyć przed całkowitym zagojeniem rany, z której powstaje zastrzał. Nie bez powodu używam czasu niedokonanego bowiem chodzi o to by wyciskać nim jeszcze utworzy się ropa. To jest w sumie trudne trochę bo jeśli nie dzieje się nic to lepiej nie ruszać i bólu sobie nie zadawać, ale jeśli czuć ból taki charakterystyczny dla zastrzału to jak mawiał klasyk - wiedz, że coś się dzieje i wówczas trzeba wycisnąć syf nim się rozwinie. Na koniec jak już się opróżni (zwykle do limfy jak przy trądziku


I tym oto sposobem zamykam moją listę. Pamiętając, że najlepszym z najlepszych a jednocześnie najmniej bolesnym, najprzyjemniejszym i najskuteczniejszym sposobem na wszystkie powyższe jest - niedopuszczanie by takowe się przytrafiły czego wam serdecznie życzę oraz dużo zdrówka generalnie
