20-10-2014, 00:28 AM
Dobry wieczór. Jestem tuż po rejestracji i stwierdziłem, że jeśli nie zrobię tego teraz, to zapomnę się przywitać oficjalnie potem.
Nazywam się Krzysiek, jestem studentem z województwa Pomorskiego, nie dobiłem jeszcze do ćwierćwiecza, ale widać to na horyzoncie.
Na forum zarejestrowałem się z kilku względów : po pierwsze, z osobami nieśmiałymi łatwiej znajduję wspólny język jeśli w ogóle uda mi się nawiązać jakąś nić porozumienia, po drugie - sam jestem raczej nieprzystosowany do bycia otwartym i społecznym.
Dużo czasu zajmuje mi otwarcie się na innych i etap przed owym otwarciem zwykle pełen jest pewnej oschłości i wieje chłodem z mojej strony. Ciężko się zaprzyjaźniać czy budować jakiekolwiek relacje z negatywnym pierwszym wrażeniem, o czym każdy wie. Próby przezwyciężenia tego efektu siłą z nowymi grupami osób kończą się w moim wypadku albo gwałtownym popadnięciem (moim, lub ich) w ciszę albo gorzej, małym wodospadem jadowitego sarkazmu i cynizmu wylewającego się ze mnie na potencjalnych nowych towarzyszy. Sprawa ma się zupełnie inaczej z osobami które znam - pech chce, że większość z tych osób, zwłaszcza kobiety, jest dość "normalna", lecz mimo to po mojej stronie zwykle leży według nich inicjatywa kontaktu. W efekcie prędzej czy później tracę część znajomych, prawie wszystkie znajome, a sfera miłosna mojego życia przypomina życie na bryle lodu regularnie obmywanej alkoholem i detergentami co by mikroby się nie zalęgły. Ponieważ do niedawna nie wyobrażałem sobie relacji romantycznych ani intymnych bez poprzedzającego je okresu zaznajomienia i - najlepiej - przyjaźni problem ten jeszcze się pogłębił. Do tego doszły inne aspekty o których być może kiedyś pogadam jak już zechcę dołączyć do grupy marudzących na sprawy sercowe.
W zasadzie to przez długi czas hodowałem w sobie kiełek romantyzmu, ot tak, by kiedyś kogoś uszczęśliwić. Kiełek ostatnio oficjalnie zdechł i teraz szukam właściwszego podejścia
W wolnych chwilach trzymam się z bratem lub moim najlepszym przyjacielem (który jest jak drugi brat), pogrywam, poczytuję, spaceruję, lub piszę opowiadania w języku angielskim coby się szlifować. Ze względu na rodzaj studiów (dość naukowe), doszło do tego czytanie książek i podręczników akademickich. Ostatecznie pewnie wyjdzie na to, że jestem nerdem, co nie odbiega daleko od prawdy.
Tyle w kwestii witania się. Żeby mnie lepiej poznać, pewnie trzeba będzie przeczytać jeszcze parę postów. Mam nadzieję, że wpasuję się i postanawiam nikogo nie potraktować żadnym z mniej nieprzyjemnych aspektów moich prób socjalizacji - co przez internet jest o wiele prostsze.
Nazywam się Krzysiek, jestem studentem z województwa Pomorskiego, nie dobiłem jeszcze do ćwierćwiecza, ale widać to na horyzoncie.
Na forum zarejestrowałem się z kilku względów : po pierwsze, z osobami nieśmiałymi łatwiej znajduję wspólny język jeśli w ogóle uda mi się nawiązać jakąś nić porozumienia, po drugie - sam jestem raczej nieprzystosowany do bycia otwartym i społecznym.
Dużo czasu zajmuje mi otwarcie się na innych i etap przed owym otwarciem zwykle pełen jest pewnej oschłości i wieje chłodem z mojej strony. Ciężko się zaprzyjaźniać czy budować jakiekolwiek relacje z negatywnym pierwszym wrażeniem, o czym każdy wie. Próby przezwyciężenia tego efektu siłą z nowymi grupami osób kończą się w moim wypadku albo gwałtownym popadnięciem (moim, lub ich) w ciszę albo gorzej, małym wodospadem jadowitego sarkazmu i cynizmu wylewającego się ze mnie na potencjalnych nowych towarzyszy. Sprawa ma się zupełnie inaczej z osobami które znam - pech chce, że większość z tych osób, zwłaszcza kobiety, jest dość "normalna", lecz mimo to po mojej stronie zwykle leży według nich inicjatywa kontaktu. W efekcie prędzej czy później tracę część znajomych, prawie wszystkie znajome, a sfera miłosna mojego życia przypomina życie na bryle lodu regularnie obmywanej alkoholem i detergentami co by mikroby się nie zalęgły. Ponieważ do niedawna nie wyobrażałem sobie relacji romantycznych ani intymnych bez poprzedzającego je okresu zaznajomienia i - najlepiej - przyjaźni problem ten jeszcze się pogłębił. Do tego doszły inne aspekty o których być może kiedyś pogadam jak już zechcę dołączyć do grupy marudzących na sprawy sercowe.
W zasadzie to przez długi czas hodowałem w sobie kiełek romantyzmu, ot tak, by kiedyś kogoś uszczęśliwić. Kiełek ostatnio oficjalnie zdechł i teraz szukam właściwszego podejścia

W wolnych chwilach trzymam się z bratem lub moim najlepszym przyjacielem (który jest jak drugi brat), pogrywam, poczytuję, spaceruję, lub piszę opowiadania w języku angielskim coby się szlifować. Ze względu na rodzaj studiów (dość naukowe), doszło do tego czytanie książek i podręczników akademickich. Ostatecznie pewnie wyjdzie na to, że jestem nerdem, co nie odbiega daleko od prawdy.
Tyle w kwestii witania się. Żeby mnie lepiej poznać, pewnie trzeba będzie przeczytać jeszcze parę postów. Mam nadzieję, że wpasuję się i postanawiam nikogo nie potraktować żadnym z mniej nieprzyjemnych aspektów moich prób socjalizacji - co przez internet jest o wiele prostsze.